Pewnie juz mysleliscie, ze mnie wilki zjadly na odludziu zwanym Dorchester- co ciekawsze, odludzie to ma nawet prawa miejskie, wielgasny parking ( o ktorym moze Joanna Maria K. i Krzysztof Jarzyna wiedza cos wiecej jako ex-mieszkancy tej uroczej nory-?) i kino. Przynajmniej tyle wywnioskowalam z pobieznej obserwacji po zmroku.
Wstajac rano pomyslalam- na dobry poczatek dnia- “o kurwa, ale wyladowalam w murzynskiej dupie” przypominajac sobie za pomoca facepalma, ze mam jeszcze do obskoczenia angielskie zadupie, bo tam mieszka i tworzy jedna z postaci naszego filmu, czyli konstruktor skejtowych desek.
Ide do rzezni, a tam tradycyjnie okazuje sie, ze na poranne zajecia tylko mi udalo sie przywlec. Fakje. Dlaczego nikt mi nie da za to Virtuti Militari? W PL nikogo to nie jebalo, czy zyje czy nie, mialam isc do szkoly i juz. A tu jest to traktowane jako przejaw zboczenia chyba. O, przybyl moj szkocki kolezka E, to juz mamy 2/3 ekipy filmowej.
Problem z kolezka E. jest taki, ze to zamordysta-ordnungowiec i o ile my z Bennym bujamy sie na falach kreatywnosci, opierdolu i czego tam jeszcze, to E. lazi za nami jak Ribentropp bez Molotowa. W sumie to dobrze, ze kreci sie za nami taki porzadkowiec, ale z drugiej strony jak przychodze potem do domu i slysze niesmiertelne pytanie w stylu “Kto zjadl groszek?” to mam ochote posadzic jednego z drugim na krzesle elektrycznym i opiekac z obydwu stron. Az do uzyskania zlocistej, chrupiacej skorki.
Smichy-chichy zaczely sie na etapie wypierdalania ze szkoly, az kurz za nami fruwal, bo mielismy w planie ponowne molestowanie kolesi z miejscowego skejt sklepu. Wtedy to Benny przekazal mi pod opieke swoja deske, zeby mial wolne rece do krecenia fajka. Ide, ide, a ta deska zaczyna ni to skrzypiec, ni to jeczec. Stanelam wiec w pol drogi z dosyc dziwna mina, bo stwierdzilam, ze zwid zwidem, ale przemowa skejtowej deski to juz za wiele. Przystawilam ja do ucha, z czego E. mial calkiem niezly ubaw.
– Co ty znowu wyczyniasz?!
-Bo ta deska chyba do mnie mowi. Albo sie zjebala.
-I co ci mowi?
-Zebym kopnela cie w dupe!
Szczesliwy wlasciciel spojrzal na swojego skarba, popatrzyl w niebo (“Ja pierdole, z Benny’ego to chyba szaman jest“) po czym pokrecil jednym z koleczek i znowu zaczelo gwizdac. Aha, decha laczy sie z baza, gwizdac przy podmuchach wiatru, zajebioza.
Zonk-skejtowy sklep w poniedzialki zamkniety na cztery spusty. Panowie pewnie w poniedzialki maja kociokwik polaczony z wyjebizmem. Jako ze rozumiemy i szanujemy taka postawe,to pozostalo nam sie niecnie cieszyc, ze zwinelismy sie z budy o wiele wczesniej, niz zakladalismy.
A teraz pytanie zasadnicze- kim trzeba byc, zeby zgodzic sie na lapanie pociagu o 17.30, kiedy to w Anglii Poludniowej pizdzi ze w chuj? Trzeba byc mna, niestety.
Nie martwcie sie-wam to nie grozi. Of kors bylabym sie spoznila, bo tak zajebiscie chcialo mi sie wylazic spod cieplego kocyka, ze niemal wygrywalam z grawitacja mojego wyra. Komu w droge, temu nazaretanski osiolek.
Uznalismy, ze jazda wprost do Dorchester jest dla lamusow, bo dojechalismy do Weymouth. Tak naprawde to po Dorchester Poludniowym- po ktorym wedle informacji zasiegnietej u pani w kasie winien byc Dorchester Centralny i Dorchester Wydumany-wjechalismy “jak zwyciezca, jak bohater” do Weymouth. E. emocjonowal sie niemozebnie i sial bulwers, natomiast my z Bennym jako wytrawni podroznicy w czasie i przestrzeni bylismy nastawieni raczej stoicko. Benny zadzwonil do swojego kolezki, by wytoczyl kolka swej deski w kierunku Dorchester Wydumanego, a ja stwierdzilam, ze skoro pociag jechal do Londynu, to minac sie dwie stacje z wlasciwym celem podrozy nie jest jeszcze tragicznie.
Mowie to ja, postac znana z tego, ze ktoregos pieknego razu nocowalam na londynskiej Victorii. A dookola bezdomni Polacy, Turek, ktory szukal panienki, podejmujac sie prob lansu na “mam bogata sponsorke i dala mi Jaguara”, facet, ktory japonskim tuszem i piorkiem machnal moj calkiem zajebisty portret, z ktorym pozniej raczo spierdolil no i creme de la creme, czyli dwoch uciekinierow z Libii, ktorzy spiesznie oddalili sie od ojczyzny w nieco bezpieczniejsze strony po tym, jak ich pobratymcy raczyli skumac, ze rezim Kaddafiego nie byl ol rajt. Kiedys napisze o tym pare slow wiecej, bo z roznych wzgledow byla to jedna z ciekawszych nocy mojego zycia.
Ale przychodzi mi z Londynu przeniesc sie z powrotem do Dorchester, gdzie jest zimno, ciemno- a wiec warunki do robienia fotek do mojej ulubionej czesci zadania, czyli papierow, ktorych nikt nie bedzie czytal ( no to niech chociaz obrazki maja ladne) raczej suabe. Do tego specjalne podziekowania dla debili, ktorzy wypozyczali przed nami kamere i zapomnieli o sformatowaniu kart pamieci, w zwiazku z czym mielismy memorki na 40 minut. “Ludzie, spinajta sie, bo dubla nie bedzie”- wyplynelo z otchlani umyslu, a jak wiadomo, sekwencja ta w “Nic Smiesznego ” skonczyla sie tym, ze Adas spierdalal z planu filmowego w podskokach, bo wlasnie nauczyl latac glowny rekwizyt filmu-drewniany most.
Do tej pory kolesiow zwiazanych uczuciowo ze skejtingiem odroznialam od reszty swiata tym, ze nosili ciuchy rodem z pomocy dla powodzian, prowadzali sie krokiem raczej swawolnym, ich aktywnosci zyciowe zaczynaly sie dopiero po blancie I zalozeniu czapki do tylu daszkiem, a wszystko to w rytm murzajskiego rapu. Jako mylosnik graffiti nie utozsamiam skejtow z graficiarnia, bo moze I laczy sie to jakos ze soba, ale nie do konca.
Obserwujac tych gostkow I ich ewolucje (a niektorzy byli blizej polamania kregoslupa niz im sie wydawalo) zaczelam znajdowac uklad odniesienia do moich ulubionych rozrywek akrobatycznych, zawierajacych sie w pojeciu “cztery kolka” Panowie sami sie przyznali, ze czuja, ze zyja, kiedy moga spasc na leb ze swoich desek, a cala zabawa sluzy walce z szara rzeczywistoscia. Brzmi jakos dziwnie znajomo jak dla mnie…
Miejsce, w ktorym krecilismy, bylo prawdopodobnie jakas stara hala handlowa, czyms w rodzaju dawnej gieldy warzyw I roslin, gdyz bylo to duza, zadaszona przestrzen, otwarta z obydwu stron I otoczona czyms w rodzaju magazynow, za ktorymi panowie chowali sie z jaraniem, gdyz z sobie znanego powodu co chwila dokurwialy patrole na sygnale. Ogolnie klimacik a’la spotkanie mafiosow z mafii mokotowskiej w latach 90. I mieszane swiatlo, cieple od zarowek na zadaszeniu I zimne z zewnatrz, po prostu kurwa wybitnie. Ku mojemu zdziwieniu, fotki z reki I w takich warunkach wyszly calkiem w porzo, spodziewalam sie wiekszej kaszany, ale dobra matryca jest gut, bo jest good.
Zachwycila mnie koordynacja niektorych tych chloptasiow, zwlaszcza jednego, ktory podczas jazdy na desce nawijal przed telefon, od czasu do czasu stosujac przerywniki w stylu” czekaj, braachu, wlasnie robie<tu nazwa jakiegos zrytego tricku>”.
Najwieksze wrazenie z nich wszystkich zrobil na mnie mistyczny konstruktor desek. Przed jego przybyciem wszyscy mowili o nim tak, jakby krol tuteszych wlosci przybywal na audiencje z pospolstwem.
Krol byl moze nie tyle nagi, co 51-letni I zapierdalal na desce na rowni z mlodzieza. Znaczy sie oni wszyscy nie jezdzili na jednej, chodzi o to, ze bawil sie tak jak oni (nie, nie musicie mi nic mowic, wiem, ze predzej czy pozniej ktos by sie do tego przypierdolil; a najpewniej ktos, kto sam jest polanalfabeta)
Na czym polega dowcip z konstruktorem? Otoz faciu ma podobno jakas mega unikalna metode produkcji; deski z masowej dystrybucji sa z plyty wiorkowej, sklejanej warstwa po warstwie, a facet produkuje z oryginalnego drewna, skladajac je znowuz w poprzek. Podobno dzieki temu caly biznes jest wytrzymalszy. I wyglada jak deska do surfingu, wiec mialam centralny mindfuck- deska do surfingu z kolkami z tylu. Jeb na asfalt I wyplywamy w morze.
Szkoda tylko, ze przy okazji nikt nie wpadl na to, zeby zaczac robic kolka do desek z uzyciem technologii produkcji prawdziwej opony- na deszczu ich kauczukowe koleczka(mozna wybrac kolor, oh ah) traca przyczepnosc I chlopaki zabijaja sie o wlasne sznurowki.
I centralnie jest totalnie- w powietrzu unosil sie zapach zielska, panowie byli rozmowni,mimo tego, ze rozjebalismy nasze sprzety wszedzie gdzie sie dalo, to nikt nie zaliczyl z nimi kolizji. Ale:
-E. wywiadowal ta cala halastre, jakby usilowal nawijac z Barackiem Obama o obydwu Koreach. Zasugerowalam mu, zeby po prostu z nimi rozmawial I nie atakowal pytaniami o drewnie poprzecznie prazkowanym, bo tych ziomow najbardziej bawi, jak ktorys z ich kumpli sie wykrwawia, albo kreci jointa, a nie to, czy drewno jest w prazki czy w groszki. Z wlasnego doswiadczenia wiem, ze jak czlowieka przypiluje na watki ekstremalne, to zjedzie z Big Bena na nieheblowanej desce, byleby sie cos dzialo. E. chyba myslal, ze padlo mi na banie. Ale za to lyknal ode mnie pare zapytan.
-Mam zdeko inna wizje montazu, bardziej dynamiczna, wiec czuje, ze niebawem zlapiemy sie za lby.
P.S. W drodze powrotnej z Dorchester nauczylam E. nastepujacego zdania-“ Jestes tak brzydka, ze az lustro peka na twoj widok”( z kolei on nauczyl mnie slangowego okreslenia na wacka) Me talenta pedagogiczne oniesmielaja mnie.
Najbardziej mnie jednak oniesmieli, jesli okaze sie, ze E. wyjechal z tym tekstem do swojej dziewczyny, rodowitej krakowianki, gdyz zapomnial znaczenia slowa “brzydka”-bardziej pociagalo go slowo “pekac”.