Zycie ci rozpustnie plynie, gdy uprawiasz edukacyje

Studenci mojego uniwersytetu przebijaja swoja kreatywnoscia dresow z Juwenaliow. Nie musza nikomu dawac sztacheta po lbie, zeby powalic na glebe. Nie potrzebuja sie lansowac po Starfucksach ani udawac alternatywnych grajkow, by zaznac slawy i lansu.

Poszli po swe angielskie rozumki do ban i wymyslili, ze najlepiej sprzedaje sie seks. I w przeciwienstwie do warszawskich studentek nie wykorzystuja tej wiedzy w praktyce, by zdobyc kasiore na czynsz oraz zapas zupek w proszku.

Najpierw w zime wyswietlili pornosa na scianie jednego z akademikow. Zeby nie pozostawic nikomu zludzen co do zrodla pelnego melodramatycznych westchnien soundtracka, ktory ponoc wyrywal trawe wraz z korzeniami, raczyli skierowac rzutnik na sciane wychodzaca na ulice. W ten sposob lokalna ludnosc obejrzala porno, ktore mialo 30 metrow wysokosci- niecala 1/3 rozmachu Palacu Kultury, coz, trzeba od czegos zaczac.

Ludnosci musiala sie spodobac ta projekcja, bo nastepnego dnia wydarzenie dla potomnych utrwalil “The Sun”- cos jakby nasz “Fuckt”, nawet papier jest tak samo cieniutki, wiec niestety podtarcie dupy tym watpliwym dzielem jest awykonalne-zas rzecznik zwiazku uczniowskiego grzmial, ze studenciaki sa niedojrzale i przynosza ujme dobremu imieniu uni. Pewnie byl rozczarowany wyborem filmu i dlatego tak smedzil.

Aha, chyba nie musze dodawac, ze za calym tym wyczynem stoja studenci The Media School, do ktorego nalezy tez nasz wydzial na college- nastepnego dnia bylismy bardzo dumni z kolegow “po fachu”, conajmniej jakbysmy otwierali im pudelko ze slawetnym DVD.

Ale komus czegos tu zabraklo, a mianowicie elementu mediow spolecznosciowych. Dlatego tez od jakiegos czasu wisi na fejsie fan page, gdzie studenci wystawiaja sobie oceny za swoje seksualne podboje w skali 1-10, np. “Wacek 1/10, zabiera sie do sprawy od dupy strony i bez wiagry nie przychodzi mu stanac”. Pozyteczne zrodlo wiedzy dla kogos, kto zaczyna studia od wypicia drina studenckiego (powiadaja, ze to spiryt+gorzala na popite, ale to chyba na warszawskim ASP, bo tu sie gustuje w jabolach i blantach) i rzucenia tobolka na lozko w akademiku. Przynajmniej sie dowie, jak sie nie narznac (!)

Propo blantow, przypomniala mi sie taka  zabawna historyjka z piatku.

Wchodze do sali, paczam, Benny piluje wieloryba i rozdziela pingwiny na warstwy, tylem do niego siedzi nasz nauczyciel Steven, calkiem wporzo gosc. Oboje dziubdziaja sobie przy kompach, niby nic nadzwyczajnego, ale…

Z plecaka Benny’ego dobywal sie taki aromat, jakby wlasnie dogorywalo w nim cale pole amsterdamskich samosiejek. Nie, nie, on nie smierdzial, on nie pachnial, on nie jebal, on po prostu napierdalal, az przez chwile moje receptory wechu ulegly paralizowi. Steven cierpial na ciezkie przeziebienie, wiec pewnie nie byl w stanie wlasnych mysli wyczuc, a ja podczas zagajania go o termin rozpoczecia drugiego roku (ofkors musialabym urwac sie z Ksiezyca, aby podejrzewac, ze uda mi sie wydobyc ta informacje od pierwszej napotkanej osoby. Steven odeslal mne do Roba, Rob do sekretarki, a sekretarka do…przyszlego tygodnia. I tak lepiej, ze nie poslala mnie w chuj, bym odbyla podroz  zycia) mialam ubaw duchowy trzeciego stopnia, bo caly czas wyobrazalam sobie ta sytuacje w realiach polskiej szkoly.

Albo ktos by go zakablowal, albo okradl z tych dobr medycyny rastafarianskiej; tu rozwazalabym kandydature mojego goscia od PO, ps. General Pierdolnik, lub informatyka-lawstoranta.

Na angielskim uniwersytecie wszyscy maja to w dupie, no moze oprocz Roba, ktory wparowal do sali wraz z drzwiami i swemi szkockimi wrzaskami, by przeprowadzic tam spotkanie na szczycie, pt. kadra nauczycielska vs delegat uczniow( w tej roli moj szkocki kolezka E.) i krzyknal:”CO TU TAK ZIELSKIEM SMIERDZI?!” Pocieszny to gosc.

Ja z kolei spuscilam memu kolezce E. dwie paczki ohydnych L&Mow Linkow, wiec nasze spotkanie produkcyjne odbylo sie na palarni. Fajek byl srogi, ale przynajmniej wiem, w czym tkwil urok chodzenia na szluga za szkole, ktorego nie bylo mi dane poznac przez bite 12 lat edukacyj polskich.

Przy czym w gimbazie mialo to wymiar egzotycznego nielegalu, gdy panowie Ch. i jego kompan-niedostosowany intelektualnie do otaczajacej rzeczywistosci Kwiatek, ktory wslawil nasza klase najniznsza srednia w calej szkole, przyprawiajac o spazmy naszego wychowawce-sztachali sie szlugenami zajebanymi z pomocy dla powodzian, majac w krzakach widok na smietniki i lumpeks. W liceju podobno najlatwiej bylo wysepic fajka od fizyka; gorzej bylo z chemiczka, czemu sie nie dziwie, bo zawsze ja podejrzewalam o sukowaty pierwiastek osobowosci.

I pomyslec, ze moim najwiekszym bolem serca w zeszly weekend nie bylo wcale, czy John jest 5/10, czy moze bardziej 7/10, a to, ze byla Noc Muzeow i Warszawskie Targi Ksiazki ( Jerzy Urban+ Nergal+ w chuj ksiazek na jednej powierzchni=czy wy to wicie-rozumicie?!) i mnie oczywiscie & tradycyjnie tam nie bylo. Przy okazji wykminilam sobie cos zabawnego, czyli:

A.nie bedzie z tego pieniedzy,

B.Nic z tego nie bedzie, bo pewnie nie powstanie,

C. Slawy tez nie, no chyba ze wsrod geekow, zjebusow, hipsterow i nerdow,

chodzi o wielka, czytelnicza platforme vlogowa! Moze nie bede nakreslac calego biznesplanu, ale w oceanie internetow odkrylam, ze niestety w PL nikt nie dorobil sie dobrego vloga o recenzjach ksiazkowych. Takiego z prawdziwego zdarzenia, nie kreconego kalkulatorem za piec dwunasta przed przyjsciem Hitlera. Moze to wynikac z tego, ze ksiazke nieco monotonnie pokazac w kadrze, ale, ale, od czego jest scenografia i green screen? Tylko czy takie cos moze chwycic w dzisiejszych czasach?

I badz tu czlowieku ambitny w takich okolicznosciach przyrody…

P.S. Pozdrawiam wytrwalego wedrowca, ktory trafil tu spod hasla “laski ubrane laski rozbrane”. Jesli nadal szukasz, to pomoge ci.

http://s3.amazonaws.com/data.tumblr.com/152f1pHO8ja02n7ppuH913hco1_1280.jpg?AWSAccessKeyId=AKIAI6WLSGT7Y3ET7ADQ&Expires=1369869453&Signature=C7W%2BuoiARLyXvy8xijbK93DMY78%3D#_=_

Na litosc szatana, koles, ona byla JEDNA, skad laski w liczbie mnogiej?

Hejtem w hejtera hejterowatego

Hejter hejterini est lupus, jakby to powiedzial Seneka Mlodszy, siedzac na fejsie z Neronem.

Jest pare rzeczy, ktorych nie moge przetrawic w ludziach, co jest chyba oczywiste, bo nawet Szymon Slupnik nie moglby zdzierdzyc niektorych jednostek, ktore wydostaly sie z szufladki Bozi o nazwie “projekt niedokonczony” (albo zostali ulepieni z kiepskiej gliny, albo zebro bylo od kurczaka- dostosowac na potrzeby preferowanej teorii powstania czlowieka).

Nijakosci nie lubie. Nawet jesli masz mnie wkurwiac, to i tak lepiej, niz bycie mi obojetnym. W towarzystwie osob nijakich mam dusznosci, to pewnie jakis objaw alergiczny.

Glupoty, ale to pojecie wzgledne, bo jedni uwazaja, ze glupota jest nieznajomosc rodzajow wiazan miedzy atomami, a inni ze to brak kumacji trendow w modzie wiosna/lato 2020. Obowiazkowo z robieniem tzw. czajniczka. Moze i nawet bezmyslnosci nie zniese, ale, przyznac sie i rzucac w pierwszenstwie kamieniami- kto z tu obecnych nigdy nie odjebal jakiegos sztosa, ktory do konca zycia bedzie powodowal autonomiczne zginanie reki w lokciu do facepalma? No wlasnie- NIKT. Nemo.

Nie lubie ostentacyjnej postawy ociekania zajebistoscia; Sasha Grey w scenach z uzyciem mydla w plynie (ktore ponoc robi za dublera licznych wytryskow) tez w zamysle rezysera miala ociekac zajebistoscia, a wychodzilo tak sobie. Albo i gorzej.

Nie przezyje hipsterskiego zaciecia do bycia vlogerem, blogerem, fotografem i artysta-performemerem, a wszystko to w rozciagnietym sweterku i z dyskusja pseudo-literacka na ustach. Konczy sie to zazwyczaj tym, ze zagajony gosc zacina sie na tytule omawianego dziela. A ja wychodze na jakiegos pajaca rodem z Chmielnej, gdy niechcacy przyznaje sie w towarzystwie, czym sie interesuje.

Nie cierpie zamachow na moja wolnosc osobista, czy to w osobie Flafiego, ktory ni chuja nie czai o czym rozmawiam, ale bedzie podsluchiwal, bo czemu by nie. Ewentualnie podgladal w sklepie, co robie, zamiast podejsc jak normals i powiedziec “helol”, czy tez we wszystkich osobach, ktore mnie zapytuja, czemu nie mam bojfrenda. Juz o tym pisalam, wiec moze nie bede sie powtarzac, ale ludzie, prosze was, idzcie byc oslabiajacy gdzie indziej.

Najgorzej jest jednak w przypadku postaci wybitnych, obdarzonych w swym lamusiarstwie licznymi laskami glupoty i przynajmniej paru z wymienionych cech. Gdy jeden z takich tluczkow ziemniaczanych twierdzil, ze nie umiem pisac, wzruszylam na to ramionami- nie poczuwam sie do bycia mega artystka slowa pisanego, a z gustami ponoc sie nie dyskutuje ( to o czym tu kurwa dyskutowac, ja sie pytam) i jedni wola Dana Browna, a inni Czechowa. Ale zerknelam ostatnio na slowo pisane w wykonie mego krytyka. Co prawda nie po raz pierwszy jest mi dane zapoznawac sie z ta proza eksperymentalna, ale jakos tak od swieta mna glebnelo.

Otoz trzeba byc zdolnym, zeby w szesciozdaniowym teksciku zapodac taka to rewelacje :”(…)Gwizdu turbin, odgłosów gniecionej blachy, kurzu ktory skutecznie wbija sie wszedzie gdzie nawet nie pomyslisz że mógł wbić się.

Jako ze mam teraz kontakt ze znajomymi na odleglosc kija- a konkretnie na odleglosc 2 tys.km- to niektorych jestem bardziej zmuszona czytac, niz sluchac (pisze “zmuszona”, ale sa tez tacy, ktorych pisanko moge drukowac i spajac w cale ksiegi ❤ ). W wersji audio niektore rzeczy gina albo tlumi je tzw. atmosfera, body language czy tez intonacja. Na pismie nie ma tak latwo i dlatego czytanie mysli plodzonych przez ten jurny umysl sprawia mi trudnosc, bo ich zwyczajnie nie rozumiem. Prawie jak wierszy Kamila Baczynskiego, bo ja w ogole jestem malo liryczna, chyba ze mowimy o Saadim z Shirazu. Z proza do tej pory heroicznie wygrywalam- zanim bylo dane zapoznac mi sie z aforyzmami kwitnacymi wsrod poteg internetowych.

Plody tych artystycznych refleksji tkwia na pewnej stronie o rallycrossie, o czym wspominam nie bez przyczyny. Wzmiankowany misiu proponowal mi, zebym napisala cykl artykulow na jedna z jego wybitnych stron o rallycrossie w ujeciu pedagogiczno-wspominkowym, czyli jak wychowal mnie sport(…i tanie wina). Przez chwile zatarlam raczki i wzorem duchowej dziwki i przyszlej ofiary strony “Nie pracuje za darmo!” chcialam w zamian lansu, slawy i wielu wejsc na mojego blogaska. Juz widzialam te naglowki w gazetach, leady i headline’y- ” Postac mistycznej M.M,owianej zagadka anonimowosci, tworzy nowy projekt w Internecie, zwany <<Jak wychowal mnie tor Slomczyn>>”. A tu przyslowiowy fallus.

Sorry, albo ktos tu cierpi na schizofrenie, albo nie wie, o co mu kaman, albo niech idzie sie polozyc na torach kolejowych, by przywrocic jasnosc umyslowi. To w koncu pisze chujowo czy sie ode mnie tego pisania chce?! No ale mysle ” taki Kominek tez pewnie zaczynal od pisania do kotleta” ( z checia poczytalabym Kominkowego “Blogera”, choc od jego mysli odzeglowalam juz dawno temu) i brne dalej, a mianowicie w warunki misiaczka odnosnie wspolpracy.

-Ma nie byc jazdy po pseudonimach, tylko po nazwiskach, zeby sie przypadkowy widz nie zaplatal.

OK, rozumiem. A przy tym i nie rozumiem, bo wyzej wymieniony zrobil sobie stronke o RC, ktora popelnia blad pozostalych wielu, czyli jest adresowana do obeznanych w temacie, zero wstepu ani wprowadzenia dla swiezynek. Plomp, stronka wyskakuje jak tulipan z cebulki. A o czym to? A co to? A czym jest semi-final? Czy tak przyciagamy nowych odbiorcow?

Nie, tak tylko robimy im wode z mozgu i zachecamy, by przelaczyli sie na zakladke z RedTube, bo tam nie ma zadnych pol-finalow i nie trzeba sie nad tym specjalnie rozkminiac.

-Bezstronnosc/obiektywizm

Moge sie zgodzic, bo w koncu nawet ci, ktorych nie lubie, tworza niestety historie i tzw.kronikarski obowiazek wymaga umieszczenia ich gdzies na finiszu listy plac. W Polsce byl taki jeden, ktory zabronil publikacji na swoj temat, bo czul sie urazony tym, ze jak jechal do dupy, to sie pisalo, ze jazda byla analna. Byl wiec wkomponowywany w tresc jako Kierowca Pumy/ Zawodnik Puma i dalej okreslany mianami nieprzystajacymi mistrzom kierownicy.

Z drugiej strony moim zdaniem w mediach nie istnieje obiektywizm, nie istnial i nie bedzie. W TVN nadaja na PiS, w TVP nadaja na PO i  centrolewice, a wszyscy tworcy prezentowanych fucktow uczyli sie w swoich szkolach jednej i tej samej rzeczy- bycia bezstronnym w prezentacji wydarzen, by dac odbiorcy pole do manewru intelektualnego. Poza tym jak inaczej pokazac uczuciowy stosunek do sportu i wszystkich jego aspektow, aby przekonac innych o jego zajebistosci? Snuc smedy w stylu” W dniu XX (Sadu Ostatecznego chcialoby sie rzec) odbyly sie zawody w YY. Pogoda byla piekna i sloneczna (super, bo u mnie dzisiaj piec razy padalo i dwa razy widzialam tecze). W dywizjonie 303 tytuly sa juz rozdane od ostatniej rundy, a obecne zawody(tak, niektorzy twierdza, ze o b e c n e) wygral Z., wyprzedzajac o 3 cale i 5 sekund A., gdy B. przewodzil stawce na przedostatnim okrazeniu.” itepe, itede, uff, az sie zmeczylam proba wcielania sie w takiego sprawozdawce.

Ci, ktorym przypadnie cos takiego czytac, tez pewnie sie zmorduja.

-Mam pisac “normalnie”, czyli nie tak jak tu.

W tym momencie pierze rozdarlo sie ostatecznie, bo niedoszly zleceniodawca nie bardzo umial okreslic, czym wedlug niego jest literacka normalnosc. Zapewne cofaniem sie do tylu w duchu masla maslanego. Albo w srodku, w Czesiu. Aha, juz wiem, mialo byc “normalnie, a nie chuj wie o czym”

Chyba dalej nie dorastam do piet temu  tffurczemu gigantowi, bo wedle tej instrukcji nie umialabym sie nawet powiesic.

A teraz zadanie rodem z treningow osobowosci, kursow podrywania i bycia mormonem albo sprzedawca w Amwayu.

Wyobrazcie sobie, ze macie pod soba 600 ludzia, a pod biurkiem wor kasiory, z ktorym nie macie co zrobic, zeby nie pozarl go ZUS albo fiskus. Myslicie sobie “Zabawie sie w szejka( nie, nie tego z McDonalda) i zasponsoruje cos zabawnego” i przemierzacie internety. Fabryka wibratorow- no spoko, ale bez przesady w XXI wieku, fabryka wodki- nie, bo ta juz podobno kupil Kimi Raikkonen (kontynuator tradycji zapoczatkowanych przez Juhe Kankkunena, Hannu Mikkole i innych mrukliwych, finskich gwiazd motorsportu), tenis nie, bo to dla bucow, ktorzy posylaja dzieci do szkol, gdzie nie ma dzieciakow z rozbitych zwiazkow albo potomnych par bez slubu. Jeeest! Nazywa sie to cos rallycross. Brum, brum, fajnie, to prawie jak zabawa resorakami z Pewexu.

I teraz pytanie:

Co was przekona do wyciagniecia wora pieniedzy spod biurka:

-opowiesci o rallycrossie “odradzacym sie jak Fenix z popiolow” i tak dalej w podobny desen (przez chwile mialam wrazenie, ze czytam o zrzucie pieniedzy na odrestaurowanie Bazyliki sw. Piotra albo cos rownie monumentalnego) gdzie kurz sie wznosi gdzie nie ma prawa sie wzniesc sie,

-czy moze bez wznoszenia sie na wyzyny coelhowskiego lania w banie dykteryjki o panach, ktorzy czasem jada, czasem fruna, a publika rzuca sie na fragmenty karoserii (z nazwami sponsorow!) wielbiciela burdeli i materialow wybuchowych, konstruktora wszelakich Fordow, ktory jest na dobrej drodze do otwarcia fabryki w …olsztynskim lesie, a wszystko to w ramach jednej, wielkiej i miedzynarodowej rzeszy pasjonatow?

Jakakolwiek padnie odpowiedz, nadal bede sledzic poczynania w kierunku powrotu rallycrossu do Polski, moze to byc jeszcze ciekawsze, niz mi sie wydaje.

Kroliczku Playboya, nadciaga Zly Gajowy

– A moze przebierzesz sie za krolika na nasza prezentacje?

-Tak, doczepie sobie ogonek kroliczka Playboya. Moge nawet zostawic moja miotle w domu i przyleciec na college na pedzlu!!

Mniej wiecej tak wyglada gadka na tzw. spotkaniach produkcyjnych z moim szkockim kolezka E. Nasz projekt polega na zanimowaniu ksiazki dla dzieci, dodaniu dzwiekow i ogolnym przerobieniu ksiazki na animacje interaktywna, gdzie bachorek bedzie mogl poklikac w klawiature, narobic mnostwo halasu, zacieszyc sie do dziwactw zmieniajacych kolory i poogladac tanczace kroliki, a przy tym powkurwiac otoczenie roznymi piszczacymi odglosami trabek i innych instrumentow deto-rznetych.

Poszlismy w oryginalnosc i zlalimy krzywym sikiem historyjki o ksiezniczkach, wielorybach i rozpasanych ksieciach, ktorzy po czterdziestce zmienia sie w wielbicieli pilki noznej i zimnego browara. Wynalazlam ksiazke “Rabbityness” o kroliku, ktory oprocz kroliczych powinnosci gral na bebenku, digilalooloo…dildolalulu…digilaczymstam- w kazdym razie Aborygeni uzywaja tego czegos w charakterze tam-tama, a E. upiera sie, ze to bardzo proste do wymowienia slowo, natomiast ja twardo obstaje przy ” W Szczebrzeszynie chrzaszcz brzmi w trzcinie”- oraz malowal obrazki, stad tez moj pomysl odbycia lotu eksperymentalnego na pedzlu. Ponadto w ramach researchu znalezlismy m.in. nagranie z zawodow w Danii ze skokow krolikow przez plotki ( tak jak konskie skoki na zawodach dzokejskich, tyle ze tu za debila robi krolik na szelkach) oraz bajke o glowce czosnku, ktora odkryto pod warstwa lodu, ta po ogrzaniu ozywa i zostaje adoptowana przez…pare wafli. Pana Wafla i Pania Wafel, zeby nie bylo, ze promuje pedalstwo (lepiej promowac nienawisc,katolskie zaprzanstwo i patriotyzm made in PiS)

Cos czuje, ze po odwaleniu tego dziela zycia bede sie w pelni kwalifikowac na leczenie psychiatryczne. Dostane kolorowe piguly, ladne wdzianko i napisze swoja wersje “Lotu nad kukulczym gnazdem”, co wy na to?

Cala historyjka jest ilustrowana w stylu zakwaszonym, z nutka impresjonistycznych impastow, muzoli Pink Floydow (upieram sie niezmiernie, zebysmy wykorzystali do tego tworu “Any Colour You Like”, choc nasz wybrany target, czyli bachory 5+, moze sie z lekka wystraszyc ) i niedbalych machniec farba akwarelowa. Ksiazka ta ma podobno oswajac dzieci ze strata bliskiego, bo krolik w niewyjasnionych okolicznosciach ginie w akcji i nigdy nie zostaje odnaleziony, za to reszta kontynuuje dzielo pionera i gra na dzwoneczkach oraz bebenkach. Wlasciwie to sama chcialam pare razy nakurwic E. bebenkiem (gdyby tylko znalazl sie w zasiegu wzroku), bo oczywiscie zostal Zlym Policjantem, ktory sterczy mi nad glowa i dopytuje, czemu dokonuje selekcji na Quick Mask, a nie jakiejs porytej, ktora on dziubdzia niczym benedyktyn. Bo kurwa lubie, za to bardzo nie lubie, jak ktos sie na mnie lampi, kiedy cos robie. W koncu doszlismy do porozumienia; jeszcze chwila a nie wiadomo, kto kogo zabilby pierwszy. Biorac pod uwage moje owczesne, dlugie szpony, nagly i niewyjasniony przypadek podduszenia wchodzil w gre.

Teraz na zmiane albo ja ruszam wasami krolika, albo E. ciaga go za lapke, zeby podrapal sie po uchu.

Benny z kolei dwa dni temu zostal wujkiem, wiec pewnie sie bardzo cieszy z perspektywy uczenia malca krecenia blantow, jazdy na desce i bycia luznym Henrykiem, a przynajmniej takie stara sie robic wrazenie. Znajomi juz zaczeli nazywac go “wujkiem dickheadem”, czyli wszystkim ta zmiana statusu rodzinnego sie podoba. (dickhead to takie smiszne slowo, ktorego nota bene za waca nie przeloze na polski, bo nie ma takiej sily razenia w obcych jezykach, ale z grubsza chodzi o jakiegos przyglupa; tlumaczenie “chujowa glowa” niesie z kolei skojarzenie z Kapitanem Bomba i chujewami, czyli dalej pozostajemy w sferze animacji i bajki)

Przy okazji projektu obracajacego sie w rejonach dziecinnych niektorzy zaczeli cofac sie mentalnie (pamietajcie- za “cofac sie do tylu” karny chuj) do czasow dziecinstwa, wiec wyrywaja sobie czekoladowe batony z lap i wieszaja sie wiatrakow. Wielu wzruszalo sie nad ksiazkami przyniesionymi przez Roba, ktory musial je sepic od wlasnych dzieci i wspominali, kiedy sami je czytali (w tym historyjke o rybie, ktora zamiast pletew miala rybie paluszki. Ze CO?). Ja ze wzgledow oczywistych nie lapalam tego, a oni pewnie nie skumaliby moich zachwytow nad Wanda, ktora nie chciala Niemca ( a to ci rasistowska feministka) czy innym szewczykiem Dratewka. Nawet kombinowalam przez chwile, jak przefrachtowac egzemplarz polskich bajek do UK, gdyz upieralam sie, ze kaczka Dziwaczka zryje wszystkim lby, pozniej otarlam sie o idee fix z basniami hinduskimi/arabskimi, bo maja +100 do wizualu, az stanelo na kroliku, ktory gral na perkusji, wiec pewnie uciekl, zeby mlocic na talerzach u Tankiana w SOAD (ooo, tam to sie trzeba natluc w talerze). Pelne wyrzeczen jest zycie artysty, zapamietajcie to sobie.

Ulubionej ksiazki dziecinstwa jako takiej chyba nie mialam, bo zaczelam od wysokiego C i mordowalam jakichs Mickiewiczow i innych cudakow, za to mialam rozne ksiazeczki Disneya (jedna byla zajebista, bo mozna ja bylo rozlozyc dookola jej osi i wygladala jak namiot cyrkowy. Nie bylo to co prawda HD TV 3D Chuju Muju, ale tez powodowalo zaciesz), w tym jedna, gdzie Timon i Pumba poszukiwali zarcia i przy scenie odkrywania robali pod liscmi uparcie powtarzalam, ze “ROBAKI ZARCIU”, cokolwiek moze to oznaczac. A pewnie oznacza to wysokobialkowy lancz. Czytac nauczylam sie w ten sposob, ze najpierw czytano mi jedna strone, po czym dawano ksiazke, a ja mialam tez przeczytac, ta sama strone. Sprowadzalo sie to do tego, ze po prostu usilowalam powtarzac, raczej nie zwracajac uwagi na text. Az ktoregos dnia pyknela mi w glowie odpowiednia aplikacja, ze chyba chodzi o przetwarzanie liter na dzwieki. Z dzisiejszej perspektywy wydaje mi sie to trudne do wyobrazenia, jak moglam tego nie kumac, ale buszmeni tez nie czaja, po co stringi, skoro latanie z liana w dupie daje ten sam efekt.

Co do bajek, to rzecz jasna holubilam produkcje Disneya oraz oczywistka rozpaczalam, gdy zmarl Mufasa w “Krolu Lwie”. Jak przystalo na glupia krowe nawet na starosc poplakuje rzewnie przy tej scenie, dlatego mimo wszystko NIE dla “Krola Lwa”, twardym trza byc, a nie mietkim. Wbrew wszelkim zasadom logiki, ogladalam osiem razy w tygodniu “Herkulesa” i chyba z tego skrecilam w kierunek zainteresowan antycznych. Ruszal mnie tez “Dzwonnik z Notre Dame”, choc nie powiem, gdym w gimbazie zlapala sie za Victora Hugo “Katedre Marii Panny w Paryzu”, czyli pierwowzor, to z lekka jeblam na glebe, bo to dwie, zupelnie rozne…bajki wlasnie. Romantyzm w wydaniu gore rzadzil sie wlasnymi prawami, wiec radze nie czytac Hugo bachorkom przed snem po obejrzeniu Quasimoda. Czemu? Dowiedzcie sie sami z lektury.

Moim topem szczytow jest jednak “Pocahontas”. Wedle slownika Kopalinskiego istniala naprawde, nazywala sie Metaxa…nie, nie, tez takie z lekka opalone, ale nie o to chodzi..Methoax, czy jakos tak, a pseudo Pocahontas oznaczalo psotnice, taka podbawiare. Niestety, rzeczywiscie wyszla za maz za Johna Rolfa, co natchnelo dickheadow z Disneya do zrobienia drugiej czesci “Pocahontas”, ktora zniszczyla totalnie sukces pierwszej czesci, gdzie Pocahontas wybrala swoich krajan i kukurydze zamiast chlopa (trywializuuuuje ze heeej…Ale wicie-rozumicie o co kaman, byla asertywna, grala na wlasna nute, w przeciwienstwie do Kapciuszka czy Kurewny Sniezki, ktore mierzyly zabijajace szpile albo uslugiwaly siedmiu kurduplom, zeby spotkac ksiecia swojego zycia. Pooowaga? I co dalej, zyli dlugo i szczesliwie w rozmemlanym, landrynkowym swiecie rodem z amerykanskich reklam groszku z lat 50. A moze jak chemia przestala grac to mieli sie serdecznie dosyc?)

Happy end byl sredni, choc moral byl taki, ze pewni ludzie sa w zyciu przejazdem, ale zawsze PO COS, wiec czasem lepiej dac im odejsc. Po latach dalej oglada sie to z pewna refleksja i przyjemnoscia, bo wyrosnac z Disneya jest trudno, no chyba ze wlasnie z Kapciuszka, ktory powinien zadzwonic do CBA, zeby zwineli siostrunie i macoche pod zarzutem produkcji dopalaczy, a nie oddzielac igly od siana, czy tam groch od sadzy. Ale co ja gadam, przeciez ja tez rozgrzebuje obiad w poszukiwaniu grzybow i krewetek, zeby oddzielic to tatalajstwo od normalnego zarcia, i nawet buciki na bal mam…Tylko nie mam prawa jazdy na karoce w ksztalcie cebuli, a ksiaze spierdolil, gdy zobaczyl mnie bez PSa i mejkapu.

Tylko do kogo ja pisze o Disneyu i ksiazeczkach dla dzieci, przeciez male dziewczynki czytaja teraz 50 Twarzy Greya i nagrywaja sie kamerkami internetowymi w lalkach Barbie( tak, widzialam takie cudo techniki na wlasne oczy- to pewnie ma zwiazek z najnowsza reforma oswiaty i wprowadzaniem do przedszkoli i podstawowek nowego przedmiotu pt. “Przygotowanie Do Tworzenia Konta Na Redtjubie”) a chlopaki graja w gale na X-Boxie, co jest podobno bardziej realistyczne niz gra na podworku.

P.S. Dialogiem zaczelam, dialogiem skoncze.
Pytamy Danny’ego, ktory mieszka w tym samym akademiku co Alec, czemu ten nie przybyl na zajecia.

-Nie znalazl kluczy od samochodu.

– To czemu nie przyjechal autobusem?

-Bo nie ma kasy na bilet, ale za to ma pelny bak w samochodzie, wiec nadal szuka kluczy.
Wlasnie tacy sa Angliczanie i dlatego ja w zyciu nie skumam, o co im tak naprawde chodzi.

Zabij mnie trojkatnym tlokiem

Wczoraj Flafiemu udalo sie chyba zabic sasiada.

Niestety, nie skumal ciezaru swej winy, bo wywalil sie na fotelu, szamal lody i ogladal “Zycie Pi” (moim zdaniem najbardziej przekonujaca postacia tego filmu byl Richard Parker, czyli wygenerowany komputerowo tygrys. Zachowywal sie dokladnie jak moja sp. kotka Pusia, nawet podobnie pokazywal zeby w chwilach zlosci, a to sie rzadko zdarza, zeby Computer Generated Image byl az tak realistyczny. Do porownania chocby z Oslem ze Shreka, ktory chodzil jak pies), ekscytujac sie latajacymi rybami. Tymczasem nasz sasiad byl zgarniany na szufelke przez paramedykow.

O co poszlo? Tu musze cofnac sie do srody.

Wrocilam ze szkoly (…wyciagnelam wesolo flaszke, ludzi przepedzilam, hej hej, lalala, hej hej), pogoda byla piekna, slonce przeswiecalo przez soczyscie zielone liscie, a ja czulam sie mentalnie rozjechana faktem, ze musze zabierac sie za swoj esej (ktory od wczoraj uparcie stanal na 1100 slowach), wiec wzielam kompa i notatki do ogrodka, po czym wyjebalam sie pod drzewkiem. Jan Kochanowski uderzal w swoje poezyje pod lipa, a ja pod jakims ostrokrzewem, ktory gubi kolczaste liscie i przy kazdej okazji wbijaja mi sie w dupe.

Patrze- na parkingu stoi rzach Flafiego, natomiast nigdzie w polu widzenia nie dostrzegam spiewajacego ani krzyczacego “KURWA JA PIERDOLI” obiektu. (proby nauczenia Flafiego lepszego sortu slow spelzaja na niczym. Zlosliwie umie juz powiedziec “piesek”, natomiast slowo “kotek” dalej w jego wydaniu brzmi jak “KURTEK”. Wyobrazcie sobie, jak bedzie ganial po podworku u wuja Wawrzonka i wykrzykiwal “KURTEK JA PIERDOLI” na widok 11 kocich twarzy…Toz go te wiesniaki z sasiedztwa nabija na widly. Przynajmniej przestal juz mowic do lodowki “chodz na lodzia”, co zawsze wzbudzalo moje podejrzenia)

Az tu podjezdza Mazda RX-8, taka podobno granatowy metallik (tu moge zaczac sie upierac, ze to pruski blekit, hehe) wytacza sie z niej Flafi, koszula pracowa rozjebana jak u fana “Ona tanczy dla mnie” ze Swornychgaci. Zdeko sie zadziwiam, on tym bardziej, bo od goraca udalo mi sie przysnac, wiec mnie skutecznie obudzil, jak zwisal mi nad glowa i dopytywal sie, czy podoba mi sie jego nowe wozidlo.
Lukam, no, milo, fajnie, kubelki, male toto i niskie. Pytam sie wiec, gdzie bedzie pakowal swoje ukochane lody na patyczkach, bo bagazniczek z zewnatrz wyglada tak, ze chyba nie bylabym w stanie wsadzic do niego peczka pietruszki.

Zaskok- po otwarciu malej klapeczki nagle z malego bagazniczka robi sie duzy bagaznik. Caly myk polega na tym, ze bagaznik jest umieszczony gleboko w srodku, tak jakby byl wydrazony. Ma to plus, bo masz fure o krotkiej linii nadwozia, 232 KM i silnik Wankla ( ze wzgledu na buczacy odglos bardziej to podchodzi pod Wankiela, ze niby cymbalistow tez jest wielu), nawet mozesz poudawac, ze Mazda nie sluzy ci do wozenia bachorow do przedszkola, a wkurwiajacej malzonki do SPA. Problem w tym, ze na jedzacym sushi projektancie wymusilo to stworzenie tylnich drzwi wielkosci klapki dla kota, a pas przedniego fotela moze sluzyc osobie z tylu do powieszenia sie. Albo przynajmniej do zaplatania sie.

Wkurwia tez klips otwierajacy tylnie drzwi, bo przypomina skrzyzowanie zapiecia holenderskiego piwa Golsch z otwieraczem do puszek, bo trzeba go i ciagnac, i popychac i cudowac. To bylo calkiem seksistowskie, drogi Konstruktorze Ping-Pongu, gdyz panienka z trzycentymetrowymi paznokciami niestety temu nie podola. Wiem z autopsji. Na szczescie nacji slynacych z kradziezy w okolicach testow jest niewiele, wiec uchylone okienko jest ol rajt. Jest tez ol rajt dlatego, ze pozostawienie na sloncu Mazdzianki konczy sie odparzeniami na dupie przy wsiadaniu do srodka.

To przechodze do tego, co wszystkich ynteresuje bardziej niz “Tadeusz, wode zakrecili”, albo “Kurwy rzucili do naszej wioski”.

Czyly jak to jedzie?

Pewnie oczekujecie skrajnej opinii, albo “orgazm, orgazm” lub “ja pierdole, przy najblizszej okazji spycham ten szajs ze skaly do morza”.

Wlasciwie to moge powiedziec, ze ta Mazda jest fajna do pojezdzenia, gwizdze przy okazji jak czajnik, jest zrywna, robi wrazenie na tutejszych kmiotach ( w Dorset Mazd jest niewiele), a inni Mazdzianie machaja rasiami na jezdni na widok tego stworzenia( nie jestem w stanie zdecydowac, czy jest toto ladne, czy brzydkie, bo za bardzo przypomina mi concept cary, ktorych sie boje, bo wygladaja jak embriony splodzone przez roboty w tokijskiej dzielnicy rozpusty. Osobiscie jestem fanka oblych ksztaltow z pazurem, przyjazniejszych dla oczu, np. Citroena C4). Przy zbyt poznym wejsciu w zakret tyl nie chce sie pogodzic z przodem, tak jakby nim z lekka zarzucalo, ale wlasciwie to sklada sie na calosc fanu wlasciwego. Nawet nieco pociska w fotel.

Tylko ze ja moge ta Mazdzianke i jej Wankiela co najwyzej polubic, a nie pokochac, bo moje serce skradl silnik boxer i nad syczace gwizdy (gwizdzace syki?) przedkladam mile bulgotanie, ktore podnosi wszystkie wlosy i budzi pol dzielnicy; drugie pol juz sie obudzilo, widzac w lusterkach swoich zdezelowanych Daewoo Lanosow niebiesko-zlote blysniecie.

Nie wszyscy podzielaja entuzjazm do furmanek z aspiracjamy (info dla nudziarzy- Mazda pali 16l/100km i potrzebuje specjalnego oleju, bo nie poleci na fryturze niestety), tak jak wspomniany wczesniej sasiad. RX-8 jest plaski i dosyc niski, wiec tez nie da sie nim podjebac na chodnik celem lansu, no chyba ze sie po drodze lubi zbierac wszelakie elementy.

Zrobilo sie nieco niehalo, bo synus naszego stuletniego sasiada triumfialnie wjebal sie swoim Oplem na podjazd pod nasza chalupa, gdzie sasiad to akurat moze sobie natutniac, bo ma dwa wlasne miejsca parkingowe. Jak przystalo na goscia z demencja, nie bedzie pamietal drogi do wlasnego kibla, ale bedzie wielkopansko pycil dwoma kaszlami naraz. Na dzien dobry zaczal wyjezdzac z ryjem w odpowiedzi na grzeczna uwage o przeholowaniu synusia w miejsce odosobnienia, wiec pewnie bidulek za mocno nakrecil cisnieniomierz i go ponieslo. Swoja droga, to byl pojedynek mistrzow- jeden sfatygowany, a drugi z by-passami, to chyba nawet lepsze, niz walka kogutow, gdyz Lordowi Flafiemu pewnie udalo sie zabic sasiada…nawijka.

I niech mi kto powie, ze wojna trojanska zaczela sie o dupe! Pewnie chodzilo o tego konia, zeby w procesie ewolucji technologicznej i zgodnie z duchem filozofii determinizmu technologicznego zostal przeksztalcony w konia mechanicznego.

Jesli ktos jest spragniony czegos wiecej, to prosze bardzo:

I bede to powtarzac na kazdym kroku, zawsze i wszedzie- operatorzy kamer w TG to geniusze. Moze nie wszyscy to zauwaza, ale na mnie to robi wrazenie, kompozycja kadru,montaz, zastosowanie filtrow polowkowych, przyciaganie wzroku widza. Podoba mi sie, juz ktorys rok z rzedu i nie widze jesli chodzi o realizacje telewizyjna lepszego programu motoryzacyjnego.