Odezwa o charakterze okołoświątecznym

Wszystkim klientom, którzy przez pół roku nie odpisywali na mojego maila, a potem nagle piszą (cytuję w całości) “proszę o kontakt”, bez podania godziny lub przyczyny nagłego pociśnięcia, pragnę przekazać prezent w postaci KONTAKTU.

Tym, którzy mówią, że “wie Pani, coś mi się pokazało na ekranie, kliknąłem na coś tam coś tam i pojawił się komunikat, że coś, ja kliknąłem, że tak, a potem wszystko mi zniknęło. Czy będzie umiała mi Pani pomóc, żebym wszystko odzyskał?” proponuję…dobra, odechciało mi się proponować.

Kolesiowi, który wydzwania do nas drugi dzień z rzędu chcę przypomnieć, że nazywanie nas szmatami, kurwami i pustymi łbami nie pozwoli nam na weryfikację jego konta, co najwyżej ciężkiego buractwa. Chcemy też podarować mu w prezencie blokadę, żeby zachował podobne uwagi dla siebie, natomiast muszę przyznać, że po mojej rozmowie z tym delikwentem jestem już tak pro, jak policjant Majami z nowego Pitbulla podczas rozmowy z pedałem. Brewka nie tyka mi nawet wtedy, kiedy gość drze się jak histeryczna baba, że jak nie mogę mu zwrócić kasy, to mam mu oddać z własnych pieniędzy. Szkoda, że w pakiecie nie zażyczył sobie pierdnięcia w oponkę i zrobienia laski przez nomen omen druta.

Raperowi, który się jąka (podczas wyzywania jakiejś kobitki, idącej po drugiej stronie ulicy podobno odzyskał władzę w aparacie mowy) pragnę przekazać, że nikt nie kuma jego maili, przy których Marcel Proust i jego opis szamania ciastka, wleczący się przez pół “W poszukiwaniu zaginionego czasu” to po prostu intelektualne M jak Miłość. 

Jaki kraj, taki 50 Cent, w tym przypadku cały czas chcę wierzyć, że to tylko taki eksperyment artystyczny i za chwilę się okaże, iż w istocie napierdalamy w nawijkę z Salvadorem Dalim blokowiska i tłustych bitów.

Wszystkim za to życzę po równo, aby przed telefonem do nas włączyli jakiekolwiek wiadomości z kraju i ze świata, żeby nabrać dystansu do swoich problemów z pobieraniem aplikacji, działaniem Instagrama albo innych takich. 

Chyba że od błędu -11 z aktualizowaniem Whatsappa wolą mieszkać w Aleppo w ruinach swojego dawnego domu, być przejechanym przez jakiegoś fanatycznie zorientowego popierdoleńca podczas popijania z przyjaciółmi grzanego wina na jarmarku świątecznym, lub dla odmiany chcą koniecznie zamienić się z Jazydkami i zostać niewolnikami ISIS, to wtedy SPOKO. Ludzie, plis, lubię swoją pracę, ale za każdym razem jak słyszę magiczne “Mam problem”, to się zastanawiam, gdzie jest granica pomiędzy prawdziwym problemem, a jedynie drażniącym na dłuższą metę bzdetem. 

Mam nadzieję, że kiedyś się dowiem.

Krótka rzecz o Mikołajkach

Pamiętacie te piękne czasy, kiedy na Mikołajki dostawaliście skarpetki w elfy, słodycze, elektryczną kolejkę albo Simsy na CD Romie? (Teraz pewnie hulają na Steamie). Wtedy działo się tak, bo byliście mali. A co dostają dorośli na Mikołajki?

Ja dostałam ból prawego jajnika, Joanna Maria K. gorączkę, a kapitan Vlad wpierdol za zarażenie jej wirusem (oby nie HIV), do odebrania, jak wróci z roboty.

Życie moi drodzy, życie!

Jeb z chujinki

Dzisiaj nastąpił historyczny moment, bo po raz pierwszy w tym roku zalożyłam skarpetki na płetwy, taka była pizgawica. Na ulicach stoją już choinki na sprzedaż, a wielorybie mamuśki ciągają się po sklepach, żeby wypłatosić swoje zasiłki na jakieś artefakty kapitalizmu. Na Malcie w temperaturze 20 stopni weszłam do McDonalda, gdzie leciały piosenki świąteczne, a za oknem szumiało morze, zamiast bałwanków na ulicach krążyły jaszczurki i najebane Angolice.

I pomyśleć, że jeszcze wczoraj odpalaliśmy z Vladem noworoczne fajerwerki, a  za chwilę skończymy ten rok. Moment wcześniej pisałam maturę, jeszcze wcześniej podczytywałam Pana Tadeusza w przedszkolu, a inne bachory nie do końca składały litery.

Wszystko to po to, żeby życie zapierdalało potem z prędkością światła w jakimś korpo i użeraniu się z pajacami, którzy na pytanie, z jakim telefonem mają problem i im nie hula, odpowiadają:”ten, z którego dzwonię, niech se Pani sama zobaczy” (ooo tak, przez kabel) albo na pytanie, za jakie zamówienia chcą dostać zwrot odpowiadają “No jak to za jakie, za te, które zrobił mój syn”, bez doprecyzowania, które to właściwie są bo przeż kurwa przykładam szklankę do monitora i podsłuchowywuję, jak Piotruś przerzuca kapuchę tatusia widłami z tabletu na telefon i na odwrót.

Pozdro idzie dla odmiany dla gościa, który ostatnio życzył mi “wszystkiego dobrego wieczorem” (No owszem, Vlad wrócił wcześniej z roboty, ale…bolała go głowa. Dżender, kurwa!). W sumie jak mi kumpel Vlada opowiadał, jak wyglądają jego zajęcia w szkole policyjnej, na przemian z pokazem, jak gangusy formują kreski koksu, to był istotnie dobry wieczór, więc dzięęęks mejt.

Innymi słowy viva la korpo żywot!


Ten ziomek przypomina mi moje poranne ryło w pracy. Później ryło nadal jest niewiele lepsze.