Poczytaj mi, windykatorze

Kto mnie zna ten wie, ze najpierw przychodzi mi do lba wielki pan Pomysl, ja radosnie przystepuje do realizacji…Dopiero potem sie zastanawiam nad tym,co ja w sumie takiego poczynilam- najlepiej, gdy po przyjeciu plynnych substancji psychoaktywnych przybywa do mnie pan Pomysl i oznajmia mi, ze to przede lezy telefon, na ktory mialam wyjebane przez ostatnie x jednostek czasu. (proba dodzwonienia sie do mnie konczy sie apopleksja; odbieranie polaczen albo odciszanie telefonu to nie sa moje klimaty ) W zwiazku z czym zajebiscie byloby zadzwonic do pulku wojska, a jeszcze lepiej- rozsierdzic tenze, tak jak to poczynilam z moja najdrozsza E., do ktorej zadzwonilam w stanie a’la “jeste biskupe i jade se mercusiem” . Podobno wykrzykiwalam, ze znajdziemy jej bylego i bedziemy go “pierdolic”. Doszlo do klasycznego pomylenia pojec, bo mialam raczej na mysli nalot dywanowy, a co E. skumala, to tego slonko nie widzialo 😀

Kolejna rzecza, ktora o mnie wiadomo, to ze rzucam sie na slowo pisane zarlocznie, namietnie i chetnie (juz widze zawiedzione miny idiotow, ktorzy poszukiwali w googlach przygod natury erotycznej i trafili na to zdanie…Biada wam,od tej pory cale zycie bedziecie zazywac rozkoszy z dzbanami!). I to tez jest wiedza posiadana przez E., u ktorej z tego powodu zapozyczalam sie, co by koncowki z poczatkami sie spotykaly, w garneczku bulbotal wege gulasz, a M. mogla rozbijac sobie leb o wlasne sciany, trzymajac przed oczami wolumin tudziez zastanawiac sie, czemu jej polki nie moga byc z kondomow i nieco sie rozciagac na okolicznosc coraz wiekszej biblioteki, przy metrazu typu constans.

Zasada jest prosta: jade z klucza.
Klucz znajduje sie w moim pieknym,fioletowym PaperBlanksie i jest to po prostu lista ksiazek, albumow oraz moich emejzing mysli tworczych. Klucz to zazwyczaj cos, co kiedys wpadlo mi w rece/ pozyczylam/ sciagnelam komus z polki/ na melanzu zalapalam wzrokiem i zaczelam sobie podczytywac, ale nie mialam tego wczesniej. Koronnym przykladem jest tu pokoj przy stajni wuja Wawrzonka, z ktorej wygrzebalam pol kolekcji Literatury XX wieku by Gazeta Wyborcza, ktora to powedrowala potem do klucza- Orwell, wylowiony z odmetow niepamieci Bulhakow (tak to jest,jak sie czyta “Mistrza i Malgorzate ” w wieku osmiu lat, a potem pamieta sie tylko cota,aaaa…W drugim czytaniu nastroj freak show urzekl mnie na total, a scena z cyrku obrazuje slabosc i chciwosc ludu poczciwego-powiedzialabym,ze to normalka, ale chyba na taka normalke ani nikt nie powinien sie zgadzac, ani zacieszac. Ugryzlabym sie w dupe wlasnozebnie, jakbym nie wspomniala o Wolandzie- prowadz mnie za reke, szatanie, bo moglibysmy miec niezly ubaw! ) Vonnegut (wraz z “Paragrafem 22” Hellera lykniety z rekomendacji… stolarza. Gdzie drwa rabia, tam ksiazki leca- jestem swiecie przekonana, ze R. powalilby na glebe swoimi literackimi dysertacjami niejedna belfegorzyce ds. Jedynej Slusznej Interpretacji Utworu) i cala reszta pomniejszych bozkow.
Teraz oczywista oczywistosc- jak ksiazka, to w twardej oprawie i nie ma przebacz. Miekkie przy moim trybie zameczania ksiazek na smierc dlugo nie pozyja; Egicjanin Sinuhe z dwoch okladek rozmnozyl sie do czterech, na chwale Pana, alleluja. Szczegolnie upodobalam sobie czarna serie PIWu, Waldemar Swierzy (polska szkola plakatowa, fakje- teraz powiedzcie mi, gdzie to sie podzialo) ruls. Przyznaje, nieraz polecialam w przypadku PIWu na ryjona i kupilam, bo ladnie wygladalo, np. “Sniadanie mistrzow “- dupa, Coca Cola i pop-artowy zgielk na czarnym tle, dla mnie zajebioza!
Rownoczesnie zapragnelam miec uporzadkowana biblioteke- gdy przybylam na posiedzenie alkoholiczno-ludyczne do niejakiego Zuczusia i zobaczylam knigi ulozone seriami, dlugosciami jak spod linijeczki i numerami(!), po czym zerknelam na moja, gdzie Salman Rushdie menueta z Biblia tanczyl, (dzial fantastyka-wiadomka) Lolita byla molestowana przez Kamasutre (jak latwo sie domyslec-najczesciej zmacywana momen omen pozycja przez wizytatorow mojego pokoju,ktorzy stojac od progu nie mogli sie nadziwic, na wafla mi to dzielo. Nijak nie mogli zatrybic, ze lubie poczytac o antycznych, hinduskich burdelach  przed pojsciem spac, albo najzwyczajniej mam twist na ksiegi zakazane) a na to wszystko popatrywal zadzumiony Ojciec Chrzestny…Kto lata w ekipie, ten ma i tyle!
Inna metoda, ktora wymknela sie spod klucza, to najzwyklejsze w swiecie potuptanie do jakiekolwiek sex-shopu dla mych oczu w stylu Empik (choc ostatnio mam wrazenie, ze Empik dal sie zlapac za wacka jakiemus takiemu nie wiadomo czemu, cos w desen “mydlo, widly i powidlo”. Juz nie mowiac o tym, ze raz usilowal mnie tam zabic drzwiami moj umilowany byly minister edukacji Roman G., to swiadczy samo za siebie o tej instytucji) Traffic Club (baaardzo,bardzo lajk) czy tez pomniejszym. Wziac do reki w trybie “jednoreki bandyta” cus, otworzyc na stronie XYZ i poczytac przez nastepne 30 stron- jesli idzie jak z malowaniem fresku w Kaplicy Sykstynskiej, to lepiej nabazgrac na okladce “WAL SIE NA RYJ,PAULU KOELJU”, gdyz poniewaz tylko z Paulo Coelho i polskim pozytywizmem nie jest mi po drodze w zadnym ze znanych mi stanow umyslu. A jak beletrystyka fcionga-brac.
Nie bede prowadzic krucjaty na rzecz czytelnictwa, ze ” czytaj, bo to cool,trendi,zajebiste w chuj”, bo sama pamietam, jak wytykano mnie z tego powodu palcami (i nadal tak jest), wiec mowic o stanie, w ktorym jakas pozbawiona rozumu nedza zyciowa oferuje ci, ze przykroci twa fryzure za pomoca zapalniczki (zeby chociaz Zippo…) bo wydaje jej sie, ze ze wzgledu na swoja odmiennosc nie powinienes zyc, jako “trendi czytelnictwo” czy tez uprawa intelektualnego plodozmianu, to sorry, ale leszczy polecam szukac na fanpejdzu na fejsie o nazwie “Boze,kurwa, zyje wsrod debili“. Tenze fanpejdz uswiadamia mi kazdego dnia, ze to, co kiedys uwazalam za debilizm, dzisiaj umozliwia wstep do Mensy.

Nie bede tez machac szabelka, bo jak o czyms napisze i nie przeczytasz, to chocbym rozrywala konmi- nieprzekonany nie wezmie do lapy i juz. Przebrnelam przez liceum z opinia nie poszlakowana przeczytaniem pelnej sagi “Zmierzch”- kiedys na fizie (co naszego ukochanego fizyka jebalo zreszta cieplo i serdecznie, za to moje wypracowanie pt. “Formula 1 a prawa fizyki ” ponoc go powalilo niczym strzal z obrzyna do ostatniego tura ) podczytalam to cudenko, ten wytwor zlozony z papieru i druku, to preludium do Fifty Shades of Grey ( nie jestem pruderyjna, ale czy w ogole pisanie ksiazki o biczowaniu sie pejczykiem i ” poczuj to dla mnie, maaala” robi sens? Produkcje z Ronem Jeremym w wersji pejper? No jacha, pewnie po to, zeby w razie alarmu uzyc zgodnie z przeznaczeniem…) i nieee, ja juz wole, jak spoleczenstwo nie czyta niz czyta takie pukanie kotka za pomoca mlotka, bo to ma wplyw na poczucie estetyki w ogole, a stad juz niedaleko do fotoziutkow i kamerunow, odstawiajacych tzw. fotograficzna chujnie  z grzybnia. Oj, czuje ze notka o fotografii skacze mi pod skora.

Nie chce czynic moich czytelnikow nieszczesliwymi dziwadlami, dlatego nie zachece ich do czytania. Owszem, bede sobie popelniac co nieco znakow o beletrystyce i jesli ktos sie zaneci i bedzie mial wkrete- bede skakac do gory z radosci, chociazby po to, zeby wpienic sasiadke z dolu, ktora kaszle o 5.30.
Dyskusja- wskazana, w koncu wypada sobie udzielac pomocy w nalogu, ale jak ktos bedzie snul smuty o pieknie  poezji eksperymentalnej albo o Maslowskiej, ktora wszamala wlasna oryginalnosc i wyrzygala, to po adresie IP znajde, przywiaze nago do monster trucka i bede pokazywac ku przestrodze przechodniom. Poezja- OK, mlodopolska i arabska( !) zawsze i wszedzie, natomiast bijac sie w piers, jak na konfesjonal przystalo przyznaje- wszystko, tylko nie utffory z okresu powstania lystopadowego, ktore przypominaja produkcyjniaki z siodelka traktora, ktorym jezdzilo sie dla dobra socjalizmu ( o tym, ze PRL drives me crazy i o tym, co chcialabym w zwiazku z tym otrzymac w spadku od wuja Wawrzonka- asap!). Texty Brytnej Spirs sa mniej powtarzalne, a “Lament swietokrzyski” (K’cec poskarzyc na krwawa glowe-dobrze pamietam? Bo nawet fruwaja mi po glowie jakies dziwaczne slowka z ” Rozmow Mistrza Polikarpa ze Smiercia”, w stylu loktusza 😛 ) to przy tym mistrzostwo swiata radochy.
Nie,dzieki,ja chce sobie wbic zardzewialy gwozdz w serce, to zazywam Dostojewskiego- po przeczytaniu “Zbrodni i kary ” dogorywalam w lozeczku godzinami; chyba bardziej obeszla mnie rodzina Soni ( i jej piekny tatuncio, ze tez w czasach cywilizacji kodeks Hammurabiego jest uznawany za prymityw- chcieliscie takiej cywilizacji, to ja macie!!) niz Raskolnikow, ktory po prostu chcial zostac celebryta. Nie idz ta droga, Sabo.
Jeszcze przyjdzie czas na ranking moich top szczytow literackich,  na razie powiem, ze niektorym ( a wlasciwie jednej, niektorej) wbilam sie w pamiec w polaczeniu z Nabokovem. Z czym sie zgadzam, co pochwalam, nad czym bede sie onanizowac oraz trabic pamflety, bo zaprowadzanie czytelnika na rozstaj drog i dawanie mu dziesieciu, z ktorych kazda jest rownie dobra i prawdziwa, to jego specjalnosc i moj fun. Ponoc niebezpiecznie jest byc czlowiekiem jednej ksiazki, ale Lolite raz mam ochote rzucic o ziemie, raz wyniesc na oltarze, raz bym glownej bohaterce kudly wyrwala, a raz chyba nawet zrozumiala- ale tylko w tlumaczeniu Stillera, bo to nowe to pamietniczek Jozefa Fritzla, a Dymitri Nabokov zrobil tatusiowi piekna, niedzwiedzia przysluge, ze akurat translacje Stillera uznal za kiche.
Zebyscie mieli jasnosc- wymadrzala sie do was osoba, ktora przeczytala 140 ksiazek. Chyba lektur nie liczylam.
W kolejce czeka kilkaset nastepnych- bo pewnie oprocz tych 80, o ktorych wiem na pewno, dojdzie drugie, trzecie i czwarte tyyyle…Plus jakis ksiaze z hangarem lotniczym, ktory nie bedzie mi zawracal dupy (czytaj: nakryje sie pelerynka-niewidka na jakies 50 lat) i pozwoli mi to wszystko pomiescic.

6 thoughts on “Poczytaj mi, windykatorze

  1. 140 książek to Ty przeczytałaś w późnej podstawówce dziecko………..do teraz było tego pewnie w okolicach tysiąca. A w ogóle czytając Twoje opowiastki można mieć wrażenie, że słowo pisane to clue tego świata, a przecież jak wiesz, kogo to dzisiaj jebie 🙂 Wolą oglądać flymy, bo to gładko wchodzi.

    • No włacha…, gładko wchodzą, a znacząca większość równie bezboleśnie wychodzi…, nawet jeśli bokiem lub odbytnicą… “Kto czyta, żyje wielokrotnie”. Wytarte, ale ale – teraz w pewnych kręgach lansuje się modę na bycie czytelnikiem. Jasne, nie problem natknąć się na kogoś, kto powyższy trend ogranicza do strzeszczenia tytułu na okładce, ale nie ma co generalizować. To nie był, nie jest i, na ewentualność, nie będzie szybki proces. Wszak ciemny lud niezmiennie jest targetem dla rządzacych elyt… PS>: Żeby nie było, też jestem w tej części za mało czytającej (tutaj perłami są wszelkie formy dotykające literatury pięknej, po nich stosowanej), bo takimi, czy innymi tekstami techniczno-naukowymi etc. nie sposób tego substytuować..

  2. Niee,jak mam ksiazke, ktora mi sie podoba, to czytam pare razy w ciagu roku- Colas Breugnon bywal grany trzy razy w roku, co tworzy iluzje miliona woluminow. Kiedys zrobilam liste, wiec wiem, ile tego bylo naprawde, podobno to zalowa ilosc, wiec wnosze o powolanie do zycia zasilu na ksiazki.
    Nie kazdy film wchodzi gladko, milo i przyjemnie, o tym tez zaprodukuje sie niebawem, chociaz ja mam pewnie spaczone spojrzenie.

  3. Voytec- jestes niczym cichutki nietoperzyk albo rakieta samonaprowadzajaca, ze tez nie uslyszalam,jak nadchodzisz!
    A ludowi jest chyba tez calkiem wygodnie z tym, ze jest prowadzony na postronku…Tak, wiem,ksiazki sa drogie.Biblioteka?Dobra,zgadzam sie, to jak chodzenie do burdelu, ale jak przypili, to pojscie do domu uciech okazuje sie bardziej akceptowalne spolecznie niz jakies tam nerdowskie wygrubaszenia. Znajomi?
    Moze wypadaloby zaczac od zarania dziejow, czyli od domu rodzinnego i szkoly- szkola uczy glupot, a starzy trzepia hajs po korporacjach, to chyba kiepskie warunki do hodowli fana czytelnictwa.
    Trynd czytelnictwa przypomina mi trynd na fotografie- teraz kazdy musi byc wielkim artysta i miec fanpejdz ” Franek z Pcimia Dolnego Photography”. A juz na haslo w stylu ” Nabokov jest zajebisty” a potem wielkie “yyy,eeee” po zapytaniu pacjenta, co ma na mysli, chce sie wlasna piescia zabic.
    Tu moge beknac zalem w kierunku szkoly, ktora nie uczy rozumienia i wrazliwosci na slowo pisane, natomiast niemal zacheca do zrzynania jakichs madrosci z Wiki; pod tym wzgledem moja polonistka byla cool, bo chyba lepiej od inwigilowanej jednostki wiedziala, jakie strony celem zlepienia eseju pykaly po monitorku.
    Voytec,rozgrzeszam cie, jesli cie to w jakikolwiek sposob pocieszy:)

  4. Czytanie książek to bilet do innego świata, czasem bardzo od nas odległego i niedostępnego, jak można nie chcieć poznawać świata? Dla mnie każde słowo układa się w obraz przed moimi oczami, i nie ma znaczenia w jakim języku, może dlatego tak łatwo wchodzą mi do bani i nie muszę obcego tłumaczyc na polski w celu wykreowania zdania? Chyba łatwo rozpoznać gościa, który nie czyta, bo ma bardzo ograniczony zasób słow i nie idzie się z nim dogadać. Ostatnimi czasy niestety, nawet ludzie mediów mało czytają i dlatego piszą bullshity, ale my, wyrobnicy słowa – od razu to wyczajamy !

  5. To proste. Table to table, stol to stol, taki przedmiot z czterema nogami i blatem, czasem w wersji niebieskiej z aniolkami, ale najczesciej z Ikei.
    Ewentualnie jak ktos pieprzy bez ladu i skladu mozna pomyslec wymiennie ” co ja tu kurwa robie, zycie stygnie”, rzadziej “it sounds bonkers, bro”- czesciej jak ktos po angielsku wali kocopolami, to sie w myslach zadziwiam po polsku, za to na polska scieme odpowiadam sama sobie gromkim “what da fuck?”
    A my znamy bullshiciarzy- dziennikarzy w wersji pro, nieee?! I z tego miejsca pozdrawiamy, hej hej, jestes jeden z drugim gorzej niz gej (podobno slowo “pedal” jest najbardziej obrazliwym polskim slowem, a to ciekaffe)

Leave a reply to voytec Cancel reply